wtorek, 27 sierpnia 2013

...a mury runą, runą, runą.

Wbrew pozorom nie będę tutaj mówił o upadku muru berlińskiego, Solidarności czy innych okolicznościach związanych z upadkiem komunizmu w Europie. Chcę poruszyć ciekawsze i bardziej życiowe, bo dotyczące każdego z nas zagadnienie, oczywiście trochę z przymrużeniem oka. Otóż do rzeczy.

W dzieciństwie wszystko wydaje się łatwe, największym zmartwieniem jest nie narysowanie dwóch szlaczków do szkoły albo zbicie talerza przy nieudolnych próbach zrobienia sobie kanapek. Jednak najpiękniejszą rzeczą dzieciństwa była nasza bujna wyobraźnia i wszelkie fantazje, które sprawiały tyle radości i zajmowały całe dnie. Sam jak dziś pamiętam budowane z krzeseł i poduszek bramki. Czułem się oczywiście jak na stadionach świata, Camp Nou w moim domu. Oczywiście nie podobało się to domownikom czy sąsiadom. Skąd pomysł na artykuł? Otóż ostatnio szliśmy sobie z kolegą szlakiem, gdy nagle biegnące dzieci krzyczą "Patrz jaka wielka głowa dinozaura", spoglądam i widzę przed sobą wielki kamień, który ani trochę dla mnie nie jest dinozaurem. W tym momencie przypominam sobie swoje wyobrażenia z dzieciństwa i zadaję pytanie - gdzie to wszystko uleciało?! Oczywiście pierwszą odpowiedzią na to pytanie jest, że stajemy się dorośli, zaczynamy myśleć racjonalnie. Oczywiście. Jednak skąd się bierze ten racjonalizm. I tutaj dochodzimy do sedna, czyli skąd ten tytuł.
Dla mnie cały ten proces jest stawianiem przed oczyma dziecka muru. Widzi ono wszystko pięknym, w sposób który daje niesamowitą radość. Natomiast wszystko zostaje zasłonięte ceglaną ścianą. Skąd ona się bierze?! Otóż tutaj jest ukryta tajemnica. Świat ją stawia. Każdego dnia dokładana jest jedna kostka, która zasłania dziecku obraz świata idealnego, w którym nie ma problemów. Są za to marzenia i wyimaginowany świat, który daje tyle szczęścia i radości. Dorośli, świat wokół jednak burzy wszystko za każdym razem, burząc wszystko właśnie przez takie racjonalne myślenie, dając do myślenia, że dinozaurów już nie ma, kosmos jest odległy, a na Camp
Nou nigdy żaden z nas nie strzeli na pewno bramki. I w ten sposób dokładane są kolejne cegły budujące wielki mur, który niszczy tak naprawdę marzenia i piękne idee takiego dzieciaka. To potem procentuje w przyszłości, bo po pewnym czasie dziecko naprawdę przestaje wierzyć w to, co czyni je szczęśliwym i zajmuje się codziennością. Jest kolejną osobą, która dała sobie wcisnąć schemat życia i idzie prostą drogą w szarość, codzienność, bylejakość.
Jaka puenta jest w tym wpisie? Ot taka, żeby nie stawiać przed dzieckiem muru, pozwolić wierzyć mu w marzenia i szukać w życiu własnej drogi do szczęścia. Na pewno kiedyś w starciu z rzeczywistością się zawiedzie, ale jeśli naprawdę wierzy w to co kocha, będzie na tyle silny, że osiągnie to co chce i będzie prawdziwie szczęśliwy i spełniony. Wszystko zaczyna się od imaginacji dzieciństwa, więc nie budujmy muru dzieciom, NIECH MURY RUNĄ!

1 komentarz:

  1. Świetny tekst, oddający istotę problemu! :) Zahaczyłeś o temat schematów w życiu człowieka. Jestem ciekawy w jaki sposób je postrzegasz, czy uważasz, że to w głównym stopniu od schematów uzależnione są nasze działania, decyzje, które podejmujemy, słowa, myśli, itp. Czy jesteśmy przez nie ograniczeni, jaką rolę schematy i liniowość odgrywają w Twoim życiu (jeśli to nie jest zbyt prywatne pytanie)? A może to tylko jedna z wielu filozoficznych bredni, hm?

    OdpowiedzUsuń